Marilyn Monroe to jedno z najbardziej
znanych nazwisk na świecie. Nawet tyle lat po jej śmierci, (chyba)
każdy ma od razu przed oczami tę śliczną, zawsze uśmiechniętą
blondynkę. Czy jest ktoś, kto nie kojarzy zdjęcia w białej
podwianej sukience, zrobionego przy skrzyżowaniu Alei Lexington i 52
ulicy?
Odkąd pamiętam, moja siostra była kompletnie
zafascynowana osobą Marilyn Monroe. Nie podzielałam jej pasji,
dopóki nie obejrzałam filmu „Pół żartem, pół serio”. Mój
zachwyt nad tą produkcją był naprawdę ogromny. Tematyka nie jest
ambitna: dwóch muzyków będących w tarapatach, przebiera się za
kobiety, aby dołączyć do damskiego zespołu jazzowego, gdzie
spotykają piękną Sugar. Jednakże wykonanie jest wprost wyborne!
Zaśmiewałam się do łez. Gra aktorska Curtisa, Lemmona, Monroe i
Browna tworzy prawdziwie komiczny efekt. Teraz komedie są skierowane
na rozbawianie poprzez dyskryminację innych, przekleństwa oraz
aluzje dotyczące seksu. Pod tym względem „Pół żartem, pół
serio” to zdecydowanie wyższa półka : )
Przyznam jeszcze,
że przed obejrzeniem tego filmu widziałam serial „Smash”, który
podsycił moje zaciekawienie symbolem seksu lat 50. Opowiada on o
scenarzystach tworzących musical o życiu Marilyn Monroe. Klimat
pierwszego sezonu jest świetny! Piosenki, kostiumy, choreografie –
to wszystko sprawia, że nie można się wprost oderwać. Drugi sezon
jest dla mnie już zbyt naciągany, ale i tak oglądało się go
przyjemnie. Był to dla mnie ciekawy zarys biografii
Marilyn.
Kolejne pozycje z filmografii MM zagłębiły we mnie
dozgonne przekonanie, że ta kobieta była nie tylko piękna. Była
świetną aktorką, która sprawdzała się zarówno w komediach, jak
i w dramacie. Miała niesamowity, seksowny głos. Kiedy mówiła,
brzmiało to jak szeptanie do ucha kochanka, a kiedy śpiewała,
wibracje w jej głosie potrafiły oczarować. Filmy z jej udziałem,
które szczególnie polecam to:
- „Mężczyźni wolą blondynki”
(1953)
- „Jak poślubić milionera” (1953)
- „Książę i
aktoreczka” (1957)
- „Pół żartem, pół serio” (1959)
-
„Pokochajmy się” (1960)
- „Skłóceni z życiem”
(1961)
Wreszcie przyszedł czas na przeczytanie mojej
pierwszej biografii Marilyn Monroe. Wybrałam „Marilyn. Ostatnie
seanse” autorstwa Michela Schneidera, którą zarekomendowała mi
siostra. Chciałabym powiedzieć, że się nie zawiodłam, ale nie
mogę tego zrobić, bo byłoby to zbyt brutalne. Biografia Marilyn
okazała się po prostu bardzo smutną historią i mogę jedynie
powiedzieć, że jest mi przykro. Jest mi przykro, że życie tak
niesamowitej osoby było przesiąknięte smutkiem i samotnością.
Dzieciństwo Normy pozbawione było
ciepła. Wędrowała od domu do domu, nie mając swojego miejsca.
Matka oddała ją do rodziny zastępczej, gdy ta miała zaledwie 2
tygodnie, by upomnieć się o swoje dziecko 7 lat później. Jednak
choroba psychiczna Gladys nie pozwoliła jej mieszkać zbyt długo z
córką. Jej przyjaciółka zaopiekowała się Normą, lecz wkrótce
po tym oddała (już) 9-letnią dziewczynkę do sierocińca. Dopiero
w 1937 roku Norma Jeane zamieszkała ze swoim kuzynostwem. W 1942
roku ponownie ją odrzucono. Znowu zabrakło dla niej miejsca. Wtedy
po raz pierwszy wyszła za mąż.
Pozwoliłam sobie nakreślić lata,
kiedy Marlin Monroe była dzieckiem, ponieważ miało to ogromny
wpływ na jej dalsze życie. Chyba nic dziwnego, że jako dorosła
osoba chodziła do psychoterapeuty. Przez całe życie czuła się
niekochana i nie potrafiła wypełnić tej pustki. Mówiono: „nigdy
nie była sama, ale zawsze samotna”. Myślę, że to trafne słowa.
Wokół niej zawsze kręciło się wielu ludzi, jednak mało kto
potrafił do nie dotrzeć. Nie otwierała serca dla każdego.
Zaufanie nie przychodziło tak łatwo. Przez 36 lat życia, Marilyn
Monroe mieszkała w aż 43 domach. Do samego końca nie potrafiła
zaleźć swojego miejsca...
Wiele osób mówi: „osiągnęła
sukces, bo się sprzedała”, „musiała ubierać się kuso, żeby
zwracać na siebie uwagę”, itd.
Mimo że bardzo szanuję jej
osobę to muszę tutaj przyznać częściową rację. Mianowicie:
tak, Marilyn Monroe sypiała z wieloma mężczyznami, ale Norma Jeane
– nie. To był tylko fragment roli, którą grała całe życie. Ona sama mówiła raczej: „Ja się nie sprzedaję.
Pozwalam się kupować”. Po poznaniu jej, dostrzegam znaczącą
różnicę. Uważam, że Marilyn robiła to, ponieważ wiedziała, że
łóżko to najprostsza droga, a przecież wycierpiała już
wystarczająco w swoim życiu. Nie będę jej tłumaczyć, ale nie
podoba mi się też, że ktoś ją osądza. To były jej decyzje, jej
prywatne sprawy. Nie czerpała z tego przyjemności, pozwalała w ten
sposób innym wypromować swoją osobę.
Temat krytykowania
krótkich i wydekoltowanych sukienek noszonych przez MM to dla mnie
zwykła kpina. Po pierwsze: takie ubrania nosiła głównie w
filmach, gdyż wymagały tego jej role. Po drugie: dlaczego nie ma
nosić dekoltu, kiedy posiadała tak fantastyczną, seksowną budowę
ciała? Mnie osobiście bardziej podoba się, kiedy ktoś ma duży
dekolt przy sukience, niż gdy jest ubrany jak zakonnica od brody po
kostki. Nie chce nikogo obrażać. Chcę powiedzieć, że każdy ma
swój gust i korzysta z figury na własny sposób. A po trzecie:
widzieliście zdjęcie Marilyn w golfie? Naprawdę nie musiała za
pomocą stroju zwracać na siebie uwagi. Nawet w łachmanach
wyglądałaby nieziemsko, jak prawdziwy symbol seksu!
Jak już
wspomniałam Marilyn korzystała z usług psychoterapeuty. „Ostatnie
seanse” to historie i problemy, o których mówiła podczas swoich
wizyt u doktora Ralpha Greensona, a także wspomnienia osób, które
ją znały. Każdy, kto miał z nią bliższy kontakt przyznał, że
była niezwykle samotną kobietą. Do końca życia zmagała się z
faktem, że była opuszczona przez własną matkę.
Jej znajomi
mówili, że nie była głupiutką blondynką. Wręcz przeciwnie,
opisują ją, jako bystrą intelektualistkę. Potrafiła dobrze to
wykorzystać sprzedając swój image. Marilyn czytała takie książki
jak na przykład „Ulisses” czy „Źdźbła trawy". Jednym z jej
najbliższych przyjaciół był pisarz Truman Capote, który z myślą
o niej napisał książkę „Śniadanie u Tiffany'ego”. W bliskich relacjach pozostawała również z fotografem Miltonem Greenem.
Niestety aktorka z czasem zaczęła miewać problemy z alkoholem i narkotykami. Spóźniała się na
plan, gdyż jak twierdziła „jeśli czekają to znaczy, że Cię
chcą”. Szukała akceptacji nawet w takich drobiazgach. Wszystko,
byle być kochaną.
Szczególnie znana jest sytuacja, kiedy
podczas obchodów urodzin prezydenta Kennedy'ego, Marylin wykonała
utwór „Happy Birthday”, będąc pod wpływem alkoholu.
Wytwórnia, z którą współpracowała zakazała jej występu na
uroczystości, który mimo wszystko złamała.
Podczas
kręcenia ostatniego (niedokończonego) filmu, pt. „Słodki
kompromis”, aktorka była w fatalnym stanie. Zapominała kwestie,
miała nieobecny wzrok lub wcale nie pojawiała się na planie
filmowym.
5 sierpnia 1962 roku, Marilyn Monroe
zmarła wskutek przedawkowania. Do dziś okoliczności pozostają
niewyjaśnione i budzą wiele kontrowersji. Jest wiele spekulacji:
czy to było samobójstwo? Czy zginęła przez niekompetencje
terapeuty, którego alibi nigdy nie zostało potwierdzone, a który
mógł zaaplikować jej zbyt dużą ilość leków? Czy może było
to morderstwo z powodu jej powiązania z rodziną Kennedy? Jedno jest
pewne. Normę Jeane zabiła Marilyn Monroe, która była rolą jej
życia.
Może kogoś zainteresowała historia skromnej, nieśmiałej Normy Jeane, która stała się Marilyn Monroe? A może macie swoje ulubione aktorki lub aktorów z tamtych lat?
Może kogoś zainteresowała historia skromnej, nieśmiałej Normy Jeane, która stała się Marilyn Monroe? A może macie swoje ulubione aktorki lub aktorów z tamtych lat?
0 komentarze:
Prześlij komentarz