środa, 27 kwietnia 2016

Wilcza zamieć

Do „Wiedźmina” Andrzeja Sapkowskiego podeszłam bardzo niepewnie. Nie wiedziałam, czego się spodziewać po tej książce, zwłaszcza, że polska literatura nigdy nie kojarzyła mi się zbyt dobrze.

Zaczęłam od opowiadań „Ostatnie życzenie” oraz „Miecz przeznaczenia”. Książki okazały się (w moim odczuciu) bardzo przyjemne i intrygujące. Nie do końca odpowiadała mi forma opowiadań, bo historie kończyły się zbyt szybko. Jednak, kiedy do mojej ręki trafiła pierwsza część cyklu - „Krew elfów”, momentalnie zakochałam się w świecie wykreowanym przez Sapkowskiego! Kolejne części czytałam jedna za drugą. Wpadłam wręcz w ciąg, którego nie sposób było przerwać.





Jeśli lubicie fantastykę to jest to zdecydowanie pozycja, którą mogę polecić z czystym sumieniem.
Od teraz bohaterowie tacy jak Yennefer, Geralt, Ciri, Jaskier czy Regis pozostaną w moim sercu do końca życia :) Jeśli przeczytacie to przekonacie się sami, dlaczego te postacie są tak niezwykłe!

Na mnie czeka jeszcze „Sezon Burz” i już na samą myśl niecierpliwie tupię nogą.

W cyklu „Wiedźmin” nie brakuje przygód, romansów, brutalności, magii, prawdziwej miłości, humoru (zwłaszcza ten oferowany przez Jaskra jest wprost wyborny!), ani też przeznaczenia.

Dodatkowo przed chwilą na kanale Studia Accantus pojawił się nowy film, a mianowicie „Wilcza zamieć”, czyli cover piosenki „Pieśń Priscilli” pochodzący z gry „Wiedźmin 3: Dziki Gon”. Osobiście jestem zachwycona wykonaniem Sylwii Banasik! Jej głos, aż emanuje emocjami! Piosenka opowiada o miłości Yennefer i Geralta. Zachęcam do wysłuchania! Film zamieszczam poniżej.
O Studiu Accantus wspomniałam już w TYM poście.


sobota, 16 kwietnia 2016

Bombshell, czyli Marilyn Monroe

Marilyn Monroe to jedno z najbardziej znanych nazwisk na świecie. Nawet tyle lat po jej śmierci, (chyba) każdy ma od razu przed oczami tę śliczną, zawsze uśmiechniętą blondynkę. Czy jest ktoś, kto nie kojarzy zdjęcia w białej podwianej sukience, zrobionego przy skrzyżowaniu Alei Lexington i 52 ulicy?

Odkąd pamiętam, moja siostra była kompletnie zafascynowana osobą Marilyn Monroe. Nie podzielałam jej pasji, dopóki nie obejrzałam filmu „Pół żartem, pół serio”. Mój zachwyt nad tą produkcją był naprawdę ogromny. Tematyka nie jest ambitna: dwóch muzyków będących w tarapatach, przebiera się za kobiety, aby dołączyć do damskiego zespołu jazzowego, gdzie spotykają piękną Sugar. Jednakże wykonanie jest wprost wyborne! Zaśmiewałam się do łez. Gra aktorska Curtisa, Lemmona, Monroe i Browna tworzy prawdziwie komiczny efekt. Teraz komedie są skierowane na rozbawianie poprzez dyskryminację innych, przekleństwa oraz aluzje dotyczące seksu. Pod tym względem „Pół żartem, pół serio” to zdecydowanie wyższa półka : )

Przyznam jeszcze, że przed obejrzeniem tego filmu widziałam serial „Smash”, który podsycił moje zaciekawienie symbolem seksu lat 50. Opowiada on o scenarzystach tworzących musical o życiu Marilyn Monroe. Klimat pierwszego sezonu jest świetny! Piosenki, kostiumy, choreografie – to wszystko sprawia, że nie można się wprost oderwać. Drugi sezon jest dla mnie już zbyt naciągany, ale i tak oglądało się go przyjemnie. Był to dla mnie ciekawy zarys biografii Marilyn.

Kolejne pozycje z filmografii MM zagłębiły we mnie dozgonne przekonanie, że ta kobieta była nie tylko piękna. Była świetną aktorką, która sprawdzała się zarówno w komediach, jak i w dramacie. Miała niesamowity, seksowny głos. Kiedy mówiła, brzmiało to jak szeptanie do ucha kochanka, a kiedy śpiewała, wibracje w jej głosie potrafiły oczarować. Filmy z jej udziałem, które szczególnie polecam to:
- „Mężczyźni wolą blondynki” (1953)
- „Jak poślubić milionera” (1953)
- „Książę i aktoreczka” (1957)
- „Pół żartem, pół serio” (1959)
- „Pokochajmy się” (1960)
- „Skłóceni z życiem” (1961)

Wreszcie przyszedł czas na przeczytanie mojej pierwszej biografii Marilyn Monroe. Wybrałam „Marilyn. Ostatnie seanse” autorstwa Michela Schneidera, którą zarekomendowała mi siostra. Chciałabym powiedzieć, że się nie zawiodłam, ale nie mogę tego zrobić, bo byłoby to zbyt brutalne. Biografia Marilyn okazała się po prostu bardzo smutną historią i mogę jedynie powiedzieć, że jest mi przykro. Jest mi przykro, że życie tak niesamowitej osoby było przesiąknięte smutkiem i samotnością.
Urodziła się 1 czerwca 1926 roku, jako Norma Jeane Mortenson/Baker. Nigdy nie poznała swojego biologicznego ojca, a jej matka Gladys nie potrafiła go wskazać, gdyż miała wtedy wielu kochanków.
Dzieciństwo Normy pozbawione było ciepła. Wędrowała od domu do domu, nie mając swojego miejsca. Matka oddała ją do rodziny zastępczej, gdy ta miała zaledwie 2 tygodnie, by upomnieć się o swoje dziecko 7 lat później. Jednak choroba psychiczna Gladys nie pozwoliła jej mieszkać zbyt długo z córką. Jej przyjaciółka zaopiekowała się Normą, lecz wkrótce po tym oddała (już) 9-letnią dziewczynkę do sierocińca. Dopiero w 1937 roku Norma Jeane zamieszkała ze swoim kuzynostwem. W 1942 roku ponownie ją odrzucono. Znowu zabrakło dla niej miejsca. Wtedy po raz pierwszy wyszła za mąż.
Pozwoliłam sobie nakreślić lata, kiedy Marlin Monroe była dzieckiem, ponieważ miało to ogromny wpływ na jej dalsze życie. Chyba nic dziwnego, że jako dorosła osoba chodziła do psychoterapeuty. Przez całe życie czuła się niekochana i nie potrafiła wypełnić tej pustki. Mówiono: „nigdy nie była sama, ale zawsze samotna”. Myślę, że to trafne słowa. Wokół niej zawsze kręciło się wielu ludzi, jednak mało kto potrafił do nie dotrzeć. Nie otwierała serca dla każdego. Zaufanie nie przychodziło tak łatwo. Przez 36 lat życia, Marilyn Monroe mieszkała w aż 43 domach. Do samego końca nie potrafiła zaleźć swojego miejsca...
Wiele osób mówi: „osiągnęła sukces, bo się sprzedała”, „musiała ubierać się kuso, żeby zwracać na siebie uwagę”, itd.
Mimo że bardzo szanuję jej osobę to muszę tutaj przyznać częściową rację. Mianowicie: tak, Marilyn Monroe sypiała z wieloma mężczyznami, ale Norma Jeane – nie. To był tylko fragment roli, którą grała całe życie. Ona sama mówiła raczej: „Ja się nie sprzedaję. Pozwalam się kupować”. Po poznaniu jej, dostrzegam znaczącą różnicę. Uważam, że Marilyn robiła to, ponieważ wiedziała, że łóżko to najprostsza droga, a przecież wycierpiała już wystarczająco w swoim życiu. Nie będę jej tłumaczyć, ale nie podoba mi się też, że ktoś ją osądza. To były jej decyzje, jej prywatne sprawy. Nie czerpała z tego przyjemności, pozwalała w ten sposób innym wypromować swoją osobę.

Temat krytykowania krótkich i wydekoltowanych sukienek noszonych przez MM to dla mnie zwykła kpina. Po pierwsze: takie ubrania nosiła głównie w filmach, gdyż wymagały tego jej role. Po drugie: dlaczego nie ma nosić dekoltu, kiedy posiadała tak fantastyczną, seksowną budowę ciała? Mnie osobiście bardziej podoba się, kiedy ktoś ma duży dekolt przy sukience, niż gdy jest ubrany jak zakonnica od brody po kostki. Nie chce nikogo obrażać. Chcę powiedzieć, że każdy ma swój gust i korzysta z figury na własny sposób. A po trzecie: widzieliście zdjęcie Marilyn w golfie? Naprawdę nie musiała za pomocą stroju zwracać na siebie uwagi. Nawet w łachmanach wyglądałaby nieziemsko, jak prawdziwy symbol seksu!


Jak już wspomniałam Marilyn korzystała z usług psychoterapeuty. „Ostatnie seanse” to historie i problemy, o których mówiła podczas swoich wizyt u doktora Ralpha Greensona, a także wspomnienia osób, które ją znały. Każdy, kto miał z nią bliższy kontakt przyznał, że była niezwykle samotną kobietą. Do końca życia zmagała się z faktem, że była opuszczona przez własną matkę.

Jej znajomi mówili, że nie była głupiutką blondynką. Wręcz przeciwnie, opisują ją, jako bystrą intelektualistkę. Potrafiła dobrze to wykorzystać sprzedając swój image. Marilyn czytała takie książki jak na przykład „Ulisses” czy „Źdźbła trawy". Jednym z jej najbliższych przyjaciół był pisarz Truman Capote, który z myślą o niej napisał książkę „Śniadanie u Tiffany'ego”. W bliskich relacjach pozostawała również z fotografem Miltonem Greenem. 

Niestety aktorka z czasem zaczęła miewać problemy z alkoholem i narkotykami. Spóźniała się na plan, gdyż jak twierdziła „jeśli czekają to znaczy, że Cię chcą”. Szukała akceptacji nawet w takich drobiazgach. Wszystko, byle być kochaną.
Szczególnie znana jest sytuacja, kiedy podczas obchodów urodzin prezydenta Kennedy'ego, Marylin wykonała utwór „Happy Birthday”, będąc pod wpływem alkoholu. Wytwórnia, z którą współpracowała zakazała jej występu na uroczystości, który mimo wszystko złamała.
Podczas kręcenia ostatniego (niedokończonego) filmu, pt. „Słodki kompromis”, aktorka była w fatalnym stanie. Zapominała kwestie, miała nieobecny wzrok lub wcale nie pojawiała się na planie filmowym.

5 sierpnia 1962 roku, Marilyn Monroe zmarła wskutek przedawkowania. Do dziś okoliczności pozostają niewyjaśnione i budzą wiele kontrowersji. Jest wiele spekulacji: czy to było samobójstwo? Czy zginęła przez niekompetencje terapeuty, którego alibi nigdy nie zostało potwierdzone, a który mógł zaaplikować jej zbyt dużą ilość leków? Czy może było to morderstwo z powodu jej powiązania z rodziną Kennedy? Jedno jest pewne. Normę Jeane zabiła Marilyn Monroe, która była rolą jej życia.


Może kogoś zainteresowała historia skromnej, nieśmiałej Normy Jeane, która stała się Marilyn Monroe? A może macie swoje ulubione aktorki lub aktorów z tamtych lat? 

Popularne

Obsługiwane przez usługę Blogger.