wtorek, 30 sierpnia 2016

Światło, którego nie widać - Anthony Doerr

 Po książce „Światło, którego nie widać” spodziewałam się łzawej historii miłosnej na tle wojny, czegoś w stylu „Jeźdźca Miedzianego”. Kiedy w trakcie czytania zorientowałam się, że to całkiem inny typ powieści, poczułam się nieco rozczarowana. Jednak nie chciałam się zbyt szybko zrażać do tej książki, a tym bardziej, od razu jej odrzucać. Na początku nie widziałam sensu w fabule. Czekałam, aż pojawi się jakiś cel, do którego bohaterowie będą dążyć. Jednak w powieści nie ma wartkiej akcji, która sprawia, że serce bije jak szalone. Ot, zwykła obyczajówka na tle historycznym.

Nagroda Pulitzera i wszystkie zachwyty mówiące, że to ogromne odkrycie literackie brzmią obiecująco, prawda? Jednak ja zachwycona nie byłam. Nie bardzo rozumiem fenomen tej książki. Według mnie jest ona zwyczajnie przeciętna.

Anthony Doerr podzielił książkę na dwie historie. Jedna opowiedziana została z perspektywy Wernera, niemieckiego chłopca, którego pasją są radia. Z czasem staje się on prawdziwym profesjonalistą w naprawianiu oraz montowaniu nowych odbiorników radiowych. Dzięki tym zdolnościom chłopiec zostaje przyjęty do Wehrmachtu, gdzie dostaje szansę wykazania się swoimi umiejętnościami. Druga historia dotyczy niewidomej dziewczynki Marie-Laure, która każdy dzień spędza, ucząc się na pamięć okolicznych uliczek, bram, a nawet kratek ściekowych z miniaturowego modelu stworzonego przez ojca. Po latach, podczas II wojny światowej, Paryż przestaje być bezpiecznym miejscem, więc mężczyzna wraz z córką uciekają do Saint-Malo. Kiedy dochodzi do oblężenia miasteczka losy Wernera i Marie-Laure się splatają (ale nie liczcie na to, że to nastąpi szybko). Dodam, że książka jest wyłącznie fikcją historyczną.

Trochę męczył mnie fakt, że rozdziały miały po dwie lub trzy strony i nieugięcie przeplatały się do końca książki. Mimo wszystko wolę przeczytać jeden długi, coś wnoszący rozdział niż jeden krótki i to do tego o zainteresowaniu Marie-Laure ślimakami (by zaraz przejść do wyłapywania szpiegów dzięki radioodbiornikom przez Wernera i z powrotem wrócić do Marie-Laure, która przez trzy strony wraca do domu). Jeśli chodzi o historię chłopca wcielonego do Wehrmachtu to mówię jak najbardziej tak, była to ta ciekawa część, którą czytałam z wielką przyjemnością. Natomiast historia Marie-Laure mnie nie porwała. Naprawdę godne podziwu jest wyuczenie się makiety miasta na pamięć, ale autor niekoniecznie musiał tak to rozwijać i wplatać jeszcze w to opowieść o jakimś zaczarowanym kamieniu, który przynosi nieszczęście.

To co mnie najbardziej zastanawia to opisy książki. Zacytuję fragment ze strony wydawnictwa ZnakTak zaczyna się poruszająca historia zakazanej miłości dwojga ludzi (...). Że co? Nie chce zbytnio zdradzać wam fabuły, ale wierzcie mi, jeśli czytacie Światło, którego nie widać właśnie dla tej „zakazanej miłości” to się nie doczekacie.

Wiem, że bardziej skupiłam się na wadach powieści, ale zirytowały mnie one na tyle, że musiałam się tym z Wami podzielić. Raz jeszcze powtórzę, że historia Wernera była naprawdę ciekawa i przedstawiała nieco inny obraz Niemca. Pokazuje, że nie można wszystkich wrzucać do jednego wora i mówić, że każdy Niemiec jest zły.

Jeśli za oknem leje deszcz, a wichura sprawia, że drzewa aż skrzypią to śmiało możecie sięgnąć po tę powieść, by zająć czymś czas ;)

Może ktoś z Was również czytał tę książkę i odniósł podobne lub odmienne wrażenia?

0 komentarze:

Prześlij komentarz

Popularne

Obsługiwane przez usługę Blogger.